SP8PRL
Login: Hasło:
       
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się | Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło
10,217,812 unikalne wizyty
Kwietnia 20 2024 07:01:41
Kwiecień 2024
Pon Wto Śr Czw Pia Sob Nie
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30
» Władze klubu SP8PRL
» Lista członków SP8PRL
» Wspomnienia ...
» Nasze zdobycze
» Regulamin LM-UKF (PDF)
» Wyniki LM-UKF IX Tura 2019
» Ranking LM-UKF 2019
» Wyniki LM-UKF 2018
» Aktywności SP8PRL
» Szukaj QSO
» Zamki SP8PRL
» Kalendarz zawodów 2019
Leszek Duniec SP5BYF - Życie jest piękne, ale rządzi nim przypadek?

W szczenięcych latach pierwszym kontaktem z radiotechniką było oczywiście poszukiwanie stacji na domowym odbiorniku radiowym marki Pionier. W wieku chłopięcym czasem przychodziła ochota na zdjęcie tylnej ścianki radioodbiornika i dokładnego przyjrzenia się jak to działa. Jednak ojciec szybko i skutecznie zniechęcił mnie do jakiejkolwiek ingerencji w jego wnętrze. Więc raczej o moim zamiłowaniu do radiotechniki mówić nie można. O radioamatorstwie czy krótkofalarstwie moja wiedza była żadna, aż do pewnego jesiennego popołudnia 1962 r. Byłem wówczas w klasie maturalnej 1 LO im. Stefana Czarnieckiego w Chełmie i w ramach przygotowań do matury oraz egzaminu wstępnego na studia brałem udział w zajęciach Kółka Fizycznego, które prowadziła śp. Irena Stanisławska, nauczycielka fizyki, a jednocześnie wychowawczyni mojej klasy. I wtedy właśnie podczas jednego z cotygodniowych spotkań pojawił się zaproszony gość. Pani Irena przedstawiła go następująco – jest to mój wychowanek, który liceum ukończył parę lat przed wami. Jest aktywnym krótkofalowcem, a podczas nauki w liceum jego rodzice obawiali się, że zbyt dużo uwagi poświęca swojemu hobby, przez co może zaniedbywać się w nauce. W związku z powyższym posiadany przez niego sprzęt był okresowo gwałtownie eksmitowany z domu (relacja nauczycielki była bardziej dosadna, ale jej nie przytoczę), a pani Irena występowała w roli mediatora i wyjednywała zgodę na ponowne instalowanie radiostacji w domu. Gościem tym okazał się Tadeusz, wówczas - SP8HT. Ogólne zainteresowanie wzbudzały szczególnie karty QSL z odległych i egzotycznych krajów, które w młodych duszach potęgowały tęsknotę za poznawaniem świata. Pani Irena była wspaniałym nauczycielem i wychowawcą, wiedziała jak akceptowane przez nią wzorce podpowiadać swoim wychowankom. I to z pozoru niewinne spotkanie na Kółku Fizycznym zostawiło trwały ślad w wyobraźni mojej i mojego kolegi ze szkolnej ławki (dosłownie siedzieliśmy obok siebie w szkolnej ławce w liceum) – Jurku późniejszym SP5LM (SK). Moja wersja tego spotkania nieco się różni od tego jak to pamięta Jurek, ale są to mało istotne szczegóły. Obecnie sobie żartuję, że wówczas Tadeusz trwale i nieuleczalnie zaraził nas bakcylem krótkofalarstwa, który jakiś czas trwał w uśpieniu, aby rozwinąć się w stan choroby przewlekłej.

Oczywiście w tamtym okresie najważniejszym zadaniem było uzyskać świadectwo dojrzałości i dostać się na wymarzone studia. Złożyłem papiery na Politechnikę Warszawską. Jednak sytuacja życiowa moich rodziców akurat w tym momencie tak się skomplikowała, że zmusiła ich do podjęcia decyzji o budowie domku jednorodzinnego. Ofiarą tej decyzji padły moje akademickie aspiracje, gdyż usłyszałem oświadczenie rodziców, że nie będą w stanie jednocześnie budować domu i wspierać mnie finansowo podczas studiów. Byłem rozżalony i zły na cały świat. Dwaj moi najbliżsi koledzy z klasy wybierali się do Oficerskiej Szkoły Łączności w Zegrzu k. Warszawy i znając sytuację namawiali mnie, abym poszedł razem z nimi. Postanowiłem zrobić na złość rodzicom za tę wyrządzoną mi „krzywdę” i podjąłem decyzję – tak, idę do OSŁ. Jurek Baluk, który wówczas zdawał egzaminy na Akademię Medyczną w Warszawie wycofał moje papiery z Politechniki. Pozostał tylko trwały ślad na świadectwie maturalnym – czerwony stempel „Politechnika Warszawska, wpłynęło 24.VI.1963 r.”

Moje spotkanie z wojskiem rozpoczęło się 23 września 1963 r. – na ten dzień miałem wyznaczoną datę stawienia się w OSŁ. Okazało się, ze przybyłem do Zegrza jako jeden z pierwszych potencjalnych podchorążych. Oczywiście zaprzęgnięto nas do urządzania bazy koszarowej dla mających stawić się pozostałych kolegów. Dwa dni nosiliśmy jakieś stalowe łóżka. Mimo iż na śniadanie czy kolację zjadaliśmy po 6 pajd chleba, to mimo tego byliśmy ciągle wściekle głodni. Nasze prace miały miejsce blisko magazynów żywnościowych i udało nam się "pozyskać" kostkę masła i bochenek ciepłego jeszcze chleba. Pałaszowaliśmy zdobycz w zaroślach i wówczas powiedziałem mojemu przyjacielowi, że wybór tej szkoły to pomyłka i sugerowałem abyśmy szybko się z tego wycofali. Kolega zgodził się ze mną, ale zaproponował, żeby poczekać z tym jeszcze z tydzień. Ten tydzień trwał 34 lata, 8 miesięcy i 12 dni do czasu, gdy zostałem przeniesiony do rezerwy na własną prośbę. Z obecnej perspektywy oceniając swoją ówczesną „krzywdę” oraz wybór dokonany na złość rodzicom raczej jestem przekonany, że mimo iż tok nauki w szkole oficerskiej daleko odbiega od uroków życia studenckiego, mimo iż zbyt szybko wszedłem w dorosłość, to tak ciekawego życia chyba był nie miał wybierając inną drogę. Ale był to czysty przypadek.

Według obecnie publikowanych wspomnień już na przełomie lat 1963/1964 koledzy z mojego rocznika w Szkole Oficerskiej podjęli starania celem utworzenia klubu krótkofalowców przy OSŁ. Bo jak to - szkoła kształcąca łącznościowców na potrzeby wojska obywa się bez krótkofalowców? W maju 1964 r. odbyły się spotkania założycielskie, a 29 maja 1964 r. Radioklub został oficjalnie zarejestrowany w PZK. Pierwszą licencję klub otrzymał 27 maja 1965 r. na znak wywoławczy SP5PSL, kierownikiem stacji był Józek obecnie SP1QW, a instruktorem Tomek obecnie SP7BCA. Mimo iż we wspomnieniach kolegów grzecznościowo wymieniany jestem jako osoba z grona współzałożycieli SP5PSL, to wydaje mi się, że do klubu dołączyłem dopiero jesienią 1964 albo wiosną 1965 r. Jak to w życiu bywa, chętnych było wielu, ale w praktyce przy klubie pozostała garstka zapaleńców. Nie interesowały mnie zbytnio ani sprawy organizacyjne klubu (to była domena Tomka), ani też tajniki techniczne konstruowania radiostacji klubowej (tu wyłączność miał Józek). Czekałem na uruchomienie radiostacji i zostałem jednym z pierwszych jej operatorów. Ileż to nocy tam spędziłem? Tysiące QSO, wiele nowych krajów dla klubu, posługiwałem się imieniem Leszek, a w łącznościach zagranicznych ksywą Less. Prawdopodobnie wiosną 1966 r. Krzysztof SP5HS, który jako Sekretarz Generalny PZK bywał częstym gościem w klubie wraz z Andrzejem SP5AHZ zachęcili pierwszą grupę ochotników do zdawania egzaminu na Świadectwo Uzdolnienia. Do egzaminu, który odbył się w gmachu ówczesnych związków zawodowych przy ul. Nowy Zjazd w Warszawie przystąpiło łącznie 4 podchorążych. Zostaliśmy zwolnieni ze sprawdzianu alfabetu Morse’a, a tylko przepytani z przepisów oraz z zasad prowadzenia QSO w ruchu amatorskim. Było to o tyle zasadne, że radiotelegrafię mieliśmy w małym paluszku, a zarazem duże doświadczenie w pracy na różnego typu radiostacjach średniej mocy. W efekcie przybyły nowe licencje – Marian SP6BYE (SK), ja – SP8BYF, Staszek SP7BYG i Janek SP5BYI. W procesie uzyskiwania Świadectwa Uzdolnienia i licencji trochę przedobrzyłem. Otóż nie wiedząc w jaki zakątek kraju zostanę rzucony przez ślepy los po ukończeniu szkoły poprosiłem Krzysztofa SP5HS o to, aby licencja została mi wydana na okręg SP8. I tak też się stało. Później koledzy z Biura ZOW PZK w Lublinie wyrzucali mi z żalem, że tak długo nie odbierałem legitymacji PZK i licencji, a w ogóle to oni nie wiedzą skąd ja się tam u nich wziąłem. Moja pierwsza legitymacja członkowska PZK o numerze 46/67, podpisana 22.03.1967 r. przez SP8SZ i SP8HR została wystawiona, tak samo zresztą jak i licencja na adres moich rodziców mieszkających w Chełmie (wówczas Lubelskim). W tej legitymacji Zarząd Oddziału Wojewódzkiego PZK w Lublinie stwierdzał, ze posiadam zezwolenie Ministerstwa Łączności Nr 1632/66 z dnia 15.XI.1966 na używanie amatorskiej radiostacji indywidualnej SP8BYF kat. I - 50 oraz iż przynależę do Radioklubu LOK – Chełm Lub.

Po ukończeniu szkoły jesienią 1966 r. zostałem skierowany do pracy w niewielkim garnizonie na Mazowszu. Więc jednak było nie kombinować – znak SP5BYF był jak najbardziej właściwy. Okazało się jednak, że moja jednostka wojskowa jak ognia boi się wszelkiego „zakłócania” eteru przez postronne radiostacje, a wydanie zgody na posiadanie radiostacji dla wojskowego byłoby równoznaczne ze zgodą dla krótkofalowców cywilnych „na mieście”. Wszelkie moje starania, mimo przychylności kolejnych dowódców jednostki, okazywały się nieskuteczne, a stawiane mi warunki i propozycje z jednej strony wcale nie gwarantujące uzyskania tej zgody, a z drugiej – uznawane przeze mnie za niemoralne, bezwarunkowo odrzucałem. I to było właśnie powodem dla którego wcale nie śpieszyłem się z odbiorem mojej licencji z ZOW PZK w Lublinie. Natomiast w Chełmie miały w tym czasie miejsce zdarzenia, których sobie zupełnie nie przypominam, chociaż wykluczyć w nich swojego udziału całkowicie nie mogę. Zupełna amnezja.

Wpisanie do legitymacji ZOW PZK, że jestem członkiem Radioklubu LOK w Chełmie nie było takie bezpodstawne. Otóż z oryginalnych dokumentów sporządzonych 30.XII.1966 r. (których skany użyczył mi niedawno Andrzej SP8FNA) wynika, że zostałem wybrany Prezesem Zarządu Klubu Młodego Technika przy Chełmskiej Spółdzielni Mieszkaniowej w Chełmie Lub. powstałego pod patronatem Zarządu Powiatowego Ligi Obrony Kraju. Zresztą w późniejszych dokumentach nazwa została zmodyfikowana i brzmiała: „Klub Młodego Technika” Ligi Obrony Kraju przy Chełmskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Wiceprezesem został Wiktor Korkosz, sekretarzem Wiesław Chorążeczewski, skarbnikiem Anna Skorupa, a członkami Zarządu - Roman Grzesiuk, Karol Stronkowski i Andrzej Orlicz. Klub liczył 15 członków, a listę członków w imieniu Prezesa (czyli moim) podpisał ktoś w zastępstwie, i jest to podpis skarbnika czyli pani Anny. Domyślam się, że było to środowisko prężnych młodych ludzi starających się przezwyciężyć bariery biurokratyczne i systemowe, aby jak najszybciej móc aktywnie zająć się krótkofalarstwem. Wiktor to późniejszy SP8ENS, Anna to SP8BAQ, Wiesław to późniejszy SP8CGE. W lutym 1967 r. klub został zarejestrowany w PZK, a 27.10.1969 r. otrzymał zezwolenie na radiostację klubową o znaku SP8KIF. Myślę, że było w owym czasie oczekiwanie iż z moją licencją I kategorii pojawię się w Chełmie, a ZOW PZK w Lublinie musiał mnie „przyporządkować” do jakiejś struktury klubowej. W późniejszych dokumentach klubu moje nazwisko już nie występuje.

W 1968 r. finalizuje się sprawa powołania drugiego klubu krótkofalowców w Chełmie, tym razem pod egidą PZK. Do moich rodziców mieszkających w Chełmie wczesną jesienią 1968 r. zgłosił się Ryszard SP8BSP z prośbą o kontakt ze mną. W ten sposób nawiązaliśmy kontakt korespondencyjny. Zostałem namówiony przez Ryszarda do współuczestnictwa w tworzeniu klubu, które w praktyce polegało na tym, że 19.12.1968 r. napisałem oświadczenie, że zgadzam się pełnić funkcję instruktora radiostacji klubowej w Chełmskim Klubie Krótkofalowców PZK im. PKWN przy Lubelskich Zakładach Przemysłu Cementowego.

Już w kilka dni później, bo 10 stycznia 1969 r. klub został zarejestrowany w PZK. W dwa dni później – 12 stycznia 1969 r. miało miejsce zebranie organizacyjne klubu z udziałem Sekretarza Generalnego PZK – Krzysztofa SP5HS, na którym ukonstytuowały się władze klubu, a prezesem został Ryszard SP8BSP. Moje nazwisko zostało umieszczone na sporządzonej w styczniu 1969 r. liście 15 członków klubu i pojawia się jeszcze tylko na dokumentach związanych z wystąpieniem o licencję. Zezwolenie na radiostację klubową o znaku SP8PRL klub otrzymał z PIR-u dość szybko, bo już 25 marca 1969 r., i na nim figuruję jako instruktor radiostacji klubowej.

Może to się wydać dziwne, ale jakoś tak się złożyło, że nigdy nie byłem ani w klubie SP8KIF ani w SP8PRL, a przez długi czas jedynym znanym mi osobiście chełmskim krótkofalowcem był Tadeusz SP8HT. O tym, że mój szkolny kolega Jurek SP5LM także zaraził się tym hobby dowiedziałem się dopiero na początku lat 80, a on i jego brat Andrzej SP8FNA byli jedynymi przedstawicielami SP8PRL, których znałem.

W 1972 roku opuściłem niegościnny dla krótkofalowców garnizon i przeniosłem się do Warszawy. Co ciekawe, że zaledwie parę lat później w owym garnizonie kolejnemu pokoleniu hobbystów udało się utworzyć przy jednostce wojskowej całkiem prężny klub krótkofalowców i wtedy nikomu to już nie przeszkadzało. W Warszawie ponownie złożyłem prośbę o zezwolenie na posiadanie radiostacji indywidualnej i ku mojemu zdziwieniu w listopadzie 1972 r. zgodę taką otrzymałem bez żadnej zwłoki i jakichkolwiek warunków. Wystąpiłem o przeniesienie licencji z okręgu SP8 do SP5 i w dniu 15 stycznia 1973 r. otrzymałem drugie kolejne zezwolenie Ministerstwa Łączności nr 265/1/73, tym razem na znak SP5BYF. W warszawskim ZOW PZK otrzymałem legitymację nr 968.

W końcu wszystkie niezbędne pozwolenia otrzymałem i wystarczyło udać się do specjalistycznego sklepu, aby drogą kupna nabyć odpowiednie dla ambicji i kieszeni urządzenie nadawczo-odbiorcze. Ale wówczas takich możliwości nie było. Przystąpiłem więc do konstruowania nadajnika z zasilaczem. Ponieważ dostęp do podzespołów i części radiowych był dość ograniczony, a i swoich zdolności radiotechnicznych nie byłem zbyt pewny powstawała konstrukcja „wisząca w powietrzu” czyli plątanina kabelków i przewodów. I tak krok po kroku. Oczywiście taka konstrukcja była niezwykle awaryjna, a w przypadku, gdy coś przestawało działać znalezienie błędu graniczyło z cudem i było niezwykle czasochłonne. Liczyło się jednak jedno – jak najszybciej wyjść w eter pod własnym znakiem.

I stało się! Pierwsze eksperymentalne wyjście w eter 15.04.1973 r. – QSO z Wojtkiem SP5GOH z Warszawy na telegrafii w paśmie 3,5 MHz. Kolejne QSO dopiero po paru miesiącach – 9 lipca na fonii z SP5COC Staszkiem z Warszawy również w paśmie 3,7 MHz. W styczniu 1974 r. uruchomiłem pasmo 14 MHz, a w marcu 7 MHz. Ten okres pracy na pasmach zakończyłem 28 sierpnia 1974 r. We wrześniu zdeponowałem licencję w OI PIR Warszawa w związku z wyjazdem za granicę. Nie był to łatwy okres – łącznie udało mi się zrobić 502 łączności, w tym potwierdzić 32 kraje do DXCC. Radiostacja z zasilaczem plus odbiornik zajmowały sporo miejsca w mieszkaniu typu M2 (czyli 27,5 m kwadratowego). Córka, która wówczas już potrafiła przemieszczać się raczkując po mieszkaniu i czasem pozostawała pod moim wyłącznym nadzorem odziedziczyła po mnie zainteresowanie radiotechniką oraz ciekawość świata. Udawało się jej wetknąć metalowe przedmioty do gniazdka elektrycznego lub też wspiąć się na okno i podziwiać świat z wysokości 7-go piętra w otwartym oknie, bo jej ojciec pochłonięty był przeszukiwaniem pasma. Do tego praca zawodowa i podwyższanie kwalifikacji. Ale co to znaczy młodym być!

Podczas pobytu za granicą, w styczniu 1976 r. odwiedziłem muzeum nauki i techniki Evoluon w Eindhoven działające od 1966 r. pod patronatem Philips’a. Wybrałem się tam głównie dlatego, że jedną z ekspozycji była amatorska radiostacja krótkofalowa PE2EVO. Miałem nadzieję na nawiązanie kontaktów i uzyskanie informacji - myślałem już o zakupie sprzętu przed powrotem do kraju. Od spotkanego tam PA0DOC uzyskałem adres sklepu ze sprzętem krótkofalarskim oraz jego TOP listę co można zakupić: 1. Yaesu FT101E; 2. Kenwood TS520; 3. Drake TRC4. W sklepie doszło podstawowe kryterium zakupu - konfrontacja z cenami. Wielokrotnie pielgrzymowałem do tego sklepu, aby się napatrzeć i powzdychać. Kupiłem to, co w 1977 r. było na moją kieszeń - transceiver firmy Yaesu – Sommerkamp FT 250.

Powrót do kraju w zaowocował zmianą QTH – po wielu miesiącach oczekiwania przeprowadziłem się z Warszawy do równie pięknego miasta – Wrocławia. Na początku kwietnia 1979 r. otrzymałem licencję na okręg 6, czyli stałem się SP6BYF. Zgłosiłem się do prężnie działającego klubu SP6PRT, który zresztą mieścił się kilkaset metrów od miejsca mojego zamieszkania, przy tej samej ulicy. Spotkałem tam znakomitych kolegów, rozkochanych w łowieniu DX-ów – Zenka SP6FER (SK), Jurka SP6BAA, Jurka SP6FVF i wielu wielu innych. W OW PZK zawsze mile witał Adam SP6OF (SK), zresztą też weteran łącznościowiec.

I oczywiście od razu udział w pierwszym moim SPDX Contest 1979. Uzyskanym miejscem nie będę się chwalił, bo chodziło tylko o sprawdzenie anteny. Od 13 kwietnia 1980 r. do końca roku pracowałem pod okolicznościowym znakiem SR6BYF nadanym z okazji 50-lecia PZK. Przybywało nawiązanych łączności, kart QSL oraz potwierdzonych krajów. W dniu 24 maja 1982 r. po spełnieniu warunków i weryfikacji kart QSL potwierdzających łączność ze 100 krajami zostałem przyjęty do SPDX Klubu i wpisany na listę pod numerem 297/R.

Ostatnie QSO w roku 1981 miałem 6 grudnia, następne dopiero 8 kwietnia 1983 r. To okres stanu wojennego. Gruchnęła wieść, że składany sprzęt do depozytu OI PIR we Wrocławiu magazynowany jest w pomieszczeniu słabo wentylowanym oraz układany jeden na drugim jak leci. Nie sprawdzałem czy to prawda, ale postanowiłem mojego FT 250 do depozytu nie oddawać. Sporządziłem pismo, że urządzenie nadawczo-odbiorcze obywatela, czyli moje, zostało przyjęte do depozytu jednostki wojskowej. Zamiast pieczątki odbiłem rewers monety 20-groszowej i pismo zostało wysłane. Nikt mnie o nic potem nie pytał. A urządzenie rzeczywiście wyniosłem do swojej pracy, bo zdarzały się różne cuda. Otóż moja żona pewnego razu wykonywała fotografie budynku szkoły podstawowej na przeciwległym rogu ulicy, które miały być zamieszczone w jej pracy dyplomowej. Dwa dni później zgłosili się dwaj panowie w towarzystwie milicjanta z zapytaniem czy to ona wykonywała fotografie na ulicy. Pytają zaś dlatego, że jednej pani mieszkającej po sąsiedzku skradziono aparat fotograficzny i ona rozpoznała, że moja żona wykonywała zdjęcia właśnie takim samym aparatem. Oczywiście przy okazji spisano dane osobowe. Obawiałem się, że każdy pretekst będzie dobry, aby dokonać rewizji w mieszkaniu i moja FT 250 padłaby tego ofiarą. Obawy te nie były nieuzasadnione. W niedługi czas potem dowiedziałem się, że jakaś osoba napisała (nie wiem dokładnie co to było – czy anonim czy też zwykły donos) do Wojskowej Służby Wewnętrznej, że z zawieszonej w podwórku anteny (czyli mojej W3DZZ) nadawane są nielegalne audycje Radia Solidarność. Ktoś, kto wówczas nie mieszkał we Wrocławiu to może nie wiedzieć, jaką wściekłość ówczesnych władz wywoływały te audycje i jak zawzięcie poszukiwano urządzeń, z których były nadawane. I znowu miałem szczęście (albo też nieszczęście, bo teraz byłbym kombatantem i ofiarą tamtego systemu), gdyż osoba, której polecono sprawdzić co to za antena i czyja ona jest, po zapoznaniu się ze szkicem i adresem odparła bez wahania – przecież to jest antena mojego kolegi Leszka SP6BYF, a tę antenę jemu osobiście pomagałem zawiesić. Później okazało się, że ów donosiciel, był bardziej płodny. Napisał donos również do Służby Bezpieczeństwa, która fakt ten odnotowała, ale chyba donosu nie potraktowała zbyt poważnie. Otrzymałem jednak sygnał, że „coś na mnie mają”.

Okres pobytu i nadawania z Wrocławia z perspektywy lat okazał się najpiękniejszy w mojej pracy na falach krótkich, a także najpłodniejszy. Liczbę "zrobionych" nowych krajów powiększyłem dwukrotnie, a potwierdzonych prawie trzykrotnie (na koniec 1983 r. miałem 132 potwierdzone kraje do DXCC). W połowie 1983 r. przeniosłem się z powrotem do Warszawy, lecz stałe miejsce zamieszkania uzyskałem dopiero w 1986 r. Dla aktywności krótkofalarskiej oznaczało to długie przerwy z powodu konieczności uzyskiwania kolejnych zezwoleń, w tym także administracji budynków mieszkalnych na zainstalowanie anten, urządzanie kolejnych mieszkań, aby móc normalnie mieszkać z rodziną. Od końca lipca 1983 r. do końca 1985 r. posiadałem zezwolenie na pracę pod znakiem SP6BYF/5, o które musiałem występować co kwartał, a czasem zdarzała się odpowiedź - "OI PIR we Wrocławiu odmawia wydania zezwolenia na czasowe zainstalowanie radiostacji i używanie znaku SP6BYF/5". Lata 1986 - 1987 to zupełny brak aktywności w eterze. O ile rok 1986 to okres przeprowadzki i urządzania mieszkania w Warszawie, to kolejny 1987 r. był okresem występowania o zezwolenia w nowym miejscu zamieszkania. Latem 1987 r. zostałem członkiem Warszawskiego Klubu Krótkofalowców w którym również spotkałem wspaniałych kolegów – Andrzeja SP5AHZ (SK), Janka SP5JB (SK), zostałem w tym klubie obdarzony funkcją skarbnika. Mile wspominam zebrania członków WKK w Zespole Szkół Łączności im. Janusza Groszkowskiego przy Al. Stanów Zjednoczonych 24. W sierpniu otrzymałem licencję ponownie na znak SP5BYF oraz pozwolenie z wojska na posiadanie indywidualnej radiostacji. Późną jesienią administracja zgodziła się na zainstalowanie przez mnie anten KF na dachu budynku. Więc w końcu 1987 r. już byłem gotowy do rozpoczęcia kolejnej fazy aktywności na pasmach. Jednak przez dwa kolejne lata 1988 – 1989 pracowałem z drugiego stałego czyli podwarszawskiego QTH posługując się znakiem SP5BYF/a. Dopiero w kwietniu 1990 r. zainstalowałem anteny i przeniosłem radiostację do własnego mieszkania, więc końcu miałem ją cały czas „pod ręką”, a nie tylko w weekendy i święta. Ta sielanka nie trwała długo – ostatnie QSO przeprowadziłem 28.05.1991 r. I historia się powtórzyła – licencja do depozytu PIR, transceiver FT 250 odkupił ode mnie Zbyszek SP6CZ, anteny kilkanaście lat później oddałem Wieśkowi SQ5ABG z przeznaczeniem dla biednego klubu. W końcu lat 90. nie miałem czasu na odnowienie hobby. Z moich osiągnięć – ostatni raz przedstawiłem karty QSL do weryfikacji w grudniu 1991 roku i wedle Listy All Time SPDXC miałem odnotowany stan 205/208 krajów. Otrzymałem jeszcze na początku lat 90. parę potwierdzeń nowych krajów, ale w międzyczasie lista krajów do DXCC uległa takim przeobrażeniom, ze musiałby teraz weryfikować wszystko od nowa.

Wielką przyjemność sprawiło mi odnowienie uprawnień operatorskich czyli otrzymanie Świadectwa Klasy A Operatora Urządzeń Radiowych oraz nowego Pozwolenia Radiowego. Jak mi przyjdzie ochota, to może kiedyś znowu wyjdę w eter?

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3.
Copyright © SP8PRL 2019